Tkwiłam (i zdawałam... >.< ) na wykładach jednego z tych "starszych i zasłużonych", którego "notatki" i "prezentacje" rzucane na ekran były bezpośrednimi wydrukami z Wikipedii. Jak leci, ze śródtytułami, linkami, wszystko sklejone jednym ciągiem... Czy muszę dodawać, że jednocześnie na całym wydziale od Wysokiego Profesorstwa z naciskiem promieniował przekaz, że Wiki jest bieda-źródłem dla plebsu, o włos wyżej od Onetu, i że student się z czymś takim nawet pokątnie nie prostytuuje, nie mówiąc o *le gasp* poślubianiu w bibliografii pracy?
no subject