O, cześć! Miła niespodzianka. Zgadzam się szczególnie co do nadmiaru postaci. Strasznie widać to pod koniec, kiedy się okazuje, że każdemu wypadałoby dać coś do zrobienia, żeby się dołożył do wspólnego Questu, ale materiału do rozdzielenia nie starcza, więc tu pionki mnoży, żeby Rhys też miał komu wprać, tu znowu jakieś artefakty trzeba zbierać... co to ma być, powieść, czy erpeg? Rezultatem jest wrażenie pary w gwizdek, najbardziej w przypadku Swifta, który najpierw przez pół książki ma wyrabianą reputację, że łomatkozłojcem i klękajcie narody, a jak przychodzi co do czego, to 1. otwiera sejf, 2. wyłącza klatwę, 3... a nie, nie ma 3, to już wszystko. Nadal się czuje, przynajmniej jeśli o mnie chodzi, że to jest rozczarowanie czymś ogólnie raczej dobrym i daleko temu do żenującego dna, ale... Ale liczę, że następna część będzie lepsza.
A czy Twoje spojlerowanie można gdzieś przeczytać? :)
no subject
Zgadzam się szczególnie co do nadmiaru postaci. Strasznie widać to pod koniec, kiedy się okazuje, że każdemu wypadałoby dać coś do zrobienia, żeby się dołożył do wspólnego Questu, ale materiału do rozdzielenia nie starcza, więc tu pionki mnoży, żeby Rhys też miał komu wprać, tu znowu jakieś artefakty trzeba zbierać... co to ma być, powieść, czy erpeg? Rezultatem jest wrażenie pary w gwizdek, najbardziej w przypadku Swifta, który najpierw przez pół książki ma wyrabianą reputację, że łomatkozłojcem i klękajcie narody, a jak przychodzi co do czego, to 1. otwiera sejf, 2. wyłącza klatwę, 3... a nie, nie ma 3, to już wszystko. Nadal się czuje, przynajmniej jeśli o mnie chodzi, że to jest rozczarowanie czymś ogólnie raczej dobrym i daleko temu do żenującego dna, ale... Ale liczę, że następna część będzie lepsza.
A czy Twoje spojlerowanie można gdzieś przeczytać? :)