Z wad, potwornie ciężko było odróżnić owiniętych w kurtki i czapki bohaterów, a nawet powiedzieć, ilu ich się tam właściwie wspinało. O, to ja tak miałam z Black Hawk Down / Helikopterem w ogniu. Wszystko chude, młode, ostrzyżone i zapakowane w identyczne hełmy i mundury, a potem jeszcze po wierzchu zakurzone z góry na dół. Nie odróżniałam co się z kim dzieje, więc w rezultacie nie mam pojęcia, o co właściwie chodziło w fabule, poza tym, że strzelali. Śmigłowiec się fantastycznie rozbił i to tyle co mogę powiedzieć o tym filmie. :P Niewiele lepiej miałam z jednym odcinkiem SPN, gdzie literalnie wszyscy poza Winchesterami występowali w trzech odmianach wizualnych, z czego półtora przypadało na kobiety, a półtora na mężczyzn. Jakby nie dało się wymieszać grubych, chudych, ładnych, brzydkich, białych, czarnych, kudłatych, łysych, okularników i co by jeszcze pod rękę podeszło. To zamiast tego musiałam się zastanawiać, czy ta biała szatynka z długimi włosami jest jedną z tamtych dwóch długowłosych białych szatynek, czy jeszcze trzecią i czy w takim razie tamta pierwsza jeszcze żyje, czy już nie... Jeden z nielicznych przypadków, kiedy za solidnie uzasadniony uznałabym kop w zbiorowy tyłek castingowców z żądaniem "Representation, you dumbasses!".
okazało się, że wyjechali za granicę i naprawdę to kręcili na pustyni ;) "Rzeczy, które próbują wyglądać jak rzeczy, często wyglądają bardziej jak rzeczy niż same rzeczy". No chyba, że to faktycznie te rzeczy. XD
A mógł być gościem odpowiadającym za muzykę :) Hę? A po co byłby w załodze gość odpowiadający za muzykę? To potrafili sobie załatwić sami. Oczywiście z wyjątkiem Marka, który najwyraźniej nic nie wziął i ma pretensje do kapitan, a powinien do siebie. :D Nie no, akurat wielozadaniowość była uczciwie uzasadniona, czego zresztą film nie wspomina. Kilogram astronauty, który robi dwie rzeczy jest bardziej opłacalny w takim biznesie niż kilogram, który umie tylko jedno. Zresztą szanse były jak jeden do sześciu, że padnie akurat na technika albo botanika; naciągane było dopiero połączenie tego. Na ile bardziej naciągane, to już potrafisz policzyć lepiej niż ja.
("i w katastrofie, w której zginęła cała ludzkość, przeżył tylko Mark, bo akurat był wtedy na Marsie") Nie podsuwaj mi głupich pomysłów, ja teraz chcę dodatkowo wersję B! :)
ale starczyłoby mi, żeby ci astronauci już nigdy nie polecieli w kosmos i trochę im tego brakowało Zdawało mi się, że mieli właśnie już nie polecieć? Nie wiem, czy wszyscy i możliwe, że to było wystarczająco wyraźnie tylko w książce, ale chyba nawet w filmie kapitan mówiła, że jeśli się decydują na bunt, to po powrocie są uziemieni. Na co któryś odpowiada, że z tymi dodatkowymi miesiącami już mu wystarczy na resztę życia (chociaż to chyba znowu było tylko w książce). Poza tym w pierwszej wersji książki jest scena z Markiem już na Ziemi, jakiś dzieciak go rozpoznaje i włącza mu się tryb "Łaaał!", po czym pyta go, czy chciałby tam wrócić, na co Mark, że "chyba cię, mały, pogięło". (Tylko nie tak uprzejmie. :P ) Co do problemów rodzinnych, żona pilota nie była zachwycona, ale od razu jej przeszło.
Liczyłoby się, gdyby był niezadowolony z tego powodu. Nie wyglądał. ;) W momencie tracenia bardzo wyglądał! :)
Były Stany, włączyły się Chiny, ale z Londynem dodatkowo to już implikuje, że cały świat patrzy? To implikuje, że reszta świata ściąga przekaz z Londynu, między odcinkiem Who a Sherlocka. :)
no subject
O, to ja tak miałam z Black Hawk Down / Helikopterem w ogniu. Wszystko chude, młode, ostrzyżone i zapakowane w identyczne hełmy i mundury, a potem jeszcze po wierzchu zakurzone z góry na dół. Nie odróżniałam co się z kim dzieje, więc w rezultacie nie mam pojęcia, o co właściwie chodziło w fabule, poza tym, że strzelali. Śmigłowiec się fantastycznie rozbił i to tyle co mogę powiedzieć o tym filmie. :P Niewiele lepiej miałam z jednym odcinkiem SPN, gdzie literalnie wszyscy poza Winchesterami występowali w trzech odmianach wizualnych, z czego półtora przypadało na kobiety, a półtora na mężczyzn. Jakby nie dało się wymieszać grubych, chudych, ładnych, brzydkich, białych, czarnych, kudłatych, łysych, okularników i co by jeszcze pod rękę podeszło. To zamiast tego musiałam się zastanawiać, czy ta biała szatynka z długimi włosami jest jedną z tamtych dwóch długowłosych białych szatynek, czy jeszcze trzecią i czy w takim razie tamta pierwsza jeszcze żyje, czy już nie... Jeden z nielicznych przypadków, kiedy za solidnie uzasadniony uznałabym kop w zbiorowy tyłek castingowców z żądaniem "Representation, you dumbasses!".
okazało się, że wyjechali za granicę i naprawdę to kręcili na pustyni ;)
"Rzeczy, które próbują wyglądać jak rzeczy, często wyglądają bardziej jak rzeczy niż same rzeczy". No chyba, że to faktycznie te rzeczy. XD
A mógł być gościem odpowiadającym za muzykę :)
Hę? A po co byłby w załodze gość odpowiadający za muzykę? To potrafili sobie załatwić sami. Oczywiście z wyjątkiem Marka, który najwyraźniej nic nie wziął i ma pretensje do kapitan, a powinien do siebie. :D Nie no, akurat wielozadaniowość była uczciwie uzasadniona, czego zresztą film nie wspomina. Kilogram astronauty, który robi dwie rzeczy jest bardziej opłacalny w takim biznesie niż kilogram, który umie tylko jedno. Zresztą szanse były jak jeden do sześciu, że padnie akurat na technika albo botanika; naciągane było dopiero połączenie tego. Na ile bardziej naciągane, to już potrafisz policzyć lepiej niż ja.
("i w katastrofie, w której zginęła cała ludzkość, przeżył tylko Mark, bo akurat był wtedy na Marsie")
Nie podsuwaj mi głupich pomysłów, ja teraz chcę dodatkowo wersję B! :)
ale starczyłoby mi, żeby ci astronauci już nigdy nie polecieli w kosmos i trochę im tego brakowało
Zdawało mi się, że mieli właśnie już nie polecieć? Nie wiem, czy wszyscy i możliwe, że to było wystarczająco wyraźnie tylko w książce, ale chyba nawet w filmie kapitan mówiła, że jeśli się decydują na bunt, to po powrocie są uziemieni. Na co któryś odpowiada, że z tymi dodatkowymi miesiącami już mu wystarczy na resztę życia (chociaż to chyba znowu było tylko w książce). Poza tym w pierwszej wersji książki jest scena z Markiem już na Ziemi, jakiś dzieciak go rozpoznaje i włącza mu się tryb "Łaaał!", po czym pyta go, czy chciałby tam wrócić, na co Mark, że "chyba cię, mały, pogięło". (Tylko nie tak uprzejmie. :P ) Co do problemów rodzinnych, żona pilota nie była zachwycona, ale od razu jej przeszło.
Liczyłoby się, gdyby był niezadowolony z tego powodu. Nie wyglądał. ;)
W momencie tracenia bardzo wyglądał! :)
Były Stany, włączyły się Chiny, ale z Londynem dodatkowo to już implikuje, że cały świat patrzy?
To implikuje, że reszta świata ściąga przekaz z Londynu, między odcinkiem Who a Sherlocka. :)