Ej, zara, oglądałaś Everest? Rozważałam przez jakieś trzy sekundy i zdecydowałam się olać. Oglądałam. Poszłam bardziej dla towarzystwa niż dla filmu i spodziewałam się, że się raczej będę nudzić, ale okazało się, że całkiem, całkiem. Wizualnie tak, że przysięgłabym, że kręcili to na Evereście albo jakimś innym wielkim szczycie. Prawie czułam ten wiatr. Nieprzewidywalnie. Z wad, potwornie ciężko było odróżnić owiniętych w kurtki i czapki bohaterów, a nawet powiedzieć, ilu ich się tam właściwie wspinało. Może wrażenie jest inne, gdy się zna całą historię, mnie się twarze, imiona, historie i rodziny myliły do samego końca. Gdyby nie to, byłabym naprawdę zadowolona.
Właściwie to, zabij, ale myślałam sobie "Bardzo ziemskopustynnie ten Mars wygląda". Grunt, że nie jak kamieniołom w Cardiff ;) W przypadku jednego odcinka Doktora Who (może kojarzysz - to ten z latającym londyńskim autobusem, gifowałam kiedyś) zastanawiałam się, jak oni to w Cardiff zrobili, że pustynia wygląda tak realnie, że takie szerokie ujęcia... okazało się, że wyjechali za granicę i naprawdę to kręcili na pustyni ;)
"...oraz inżynierem tej misji, czyli cieciem od naprawiania zepsutych rzeczy" Oczywiście, że tak. A mógł być gościem odpowiadającym za muzykę :)
Dobra, wiem, nie ma trupa, nie ma Wielkiej Sztuki Trup był na końcu listy :) Nie chcę zaraz drugiego końca świata ("i w katastrofie, w której zginęła cała ludzkość, przeżył tylko Mark, bo akurat był wtedy na Marsie"), ale starczyłoby mi, żeby ci astronauci już nigdy nie polecieli w kosmos i trochę im tego brakowało, albo ktoś zaczął mieć problemy rodzinne, bo "po ilu dniach ty wracasz". Nie chcę cukierkowości.
Sean Bean wyleciał z pracy. Liczy się? Liczyłoby się, gdyby był niezadowolony z tego powodu. Nie wyglądał. ;)
Mało? Po prostu mnie to śmieszy :) Były Stany, włączyły się Chiny, ale z Londynem dodatkowo to już implikuje, że cały świat patrzy?
no subject
Oglądałam. Poszłam bardziej dla towarzystwa niż dla filmu i spodziewałam się, że się raczej będę nudzić, ale okazało się, że całkiem, całkiem. Wizualnie tak, że przysięgłabym, że kręcili to na Evereście albo jakimś innym wielkim szczycie. Prawie czułam ten wiatr. Nieprzewidywalnie. Z wad, potwornie ciężko było odróżnić owiniętych w kurtki i czapki bohaterów, a nawet powiedzieć, ilu ich się tam właściwie wspinało. Może wrażenie jest inne, gdy się zna całą historię, mnie się twarze, imiona, historie i rodziny myliły do samego końca. Gdyby nie to, byłabym naprawdę zadowolona.
Właściwie to, zabij, ale myślałam sobie "Bardzo ziemskopustynnie ten Mars wygląda".
Grunt, że nie jak kamieniołom w Cardiff ;) W przypadku jednego odcinka Doktora Who (może kojarzysz - to ten z latającym londyńskim autobusem, gifowałam kiedyś) zastanawiałam się, jak oni to w Cardiff zrobili, że pustynia wygląda tak realnie, że takie szerokie ujęcia... okazało się, że wyjechali za granicę i naprawdę to kręcili na pustyni ;)
"...oraz inżynierem tej misji, czyli cieciem od naprawiania zepsutych rzeczy"
Oczywiście, że tak. A mógł być gościem odpowiadającym za muzykę :)
Dobra, wiem, nie ma trupa, nie ma Wielkiej Sztuki
Trup był na końcu listy :) Nie chcę zaraz drugiego końca świata ("i w katastrofie, w której zginęła cała ludzkość, przeżył tylko Mark, bo akurat był wtedy na Marsie"), ale starczyłoby mi, żeby ci astronauci już nigdy nie polecieli w kosmos i trochę im tego brakowało, albo ktoś zaczął mieć problemy rodzinne, bo "po ilu dniach ty wracasz". Nie chcę cukierkowości.
Sean Bean wyleciał z pracy. Liczy się?
Liczyłoby się, gdyby był niezadowolony z tego powodu. Nie wyglądał. ;)
Mało?
Po prostu mnie to śmieszy :) Były Stany, włączyły się Chiny, ale z Londynem dodatkowo to już implikuje, że cały świat patrzy?